Paula Brzegowa

Fantazja czy rzeczywistość

Schizofrenia dosłownie oznacza „rozszczepienie umysłu”, ale nie w sensie posiadania więcej niż jednej osobowości. Człowiek dotknięty tą chorobą może mieć trudności w rozróżnianiu fantazji od rzeczywistości, zachowaniu jasnego toku myślenia oraz panowaniu nad emocjami. Jest to bardziej rozszczepienie między myśleniem i czuciem, tak jakby te dwa procesy przebiegały niezależnie, a chory miał trudności w ich łączeniu.
Na całym świecie jest pięćdziesiąt milionów osób cierpiących na schizofrenię, w tym około pięciuset tysięcy w Polsce. Dane statystyczne świadczą o ciągłym wzroście liczby osób odwiedzających Poradnie Zdrowia Psychicznego. Jest to więc poważny problem, którego nie możemy lekceważyć.

Komu grozi?

Schizofrenia jako jednostka chorobowa, po raz pierwszy pojawiła się w 1860 roku pod nazwą: otępienie wczesne. Jako schizofrenia funkcjonuje od 1911 roku. Twórcą tego terminu był szwajcarski psychiatra Eugen Bleur. Początek choroby najczęściej występuje w okresie młodzieńczym, kiedy ludzie zwykle tworzą podstawy swego życia. Mężczyźni najczęściej zapadają na nią w wieku 15–30 lat, kobiety – 20–40 lat. Przyczyny powstania tej najbardziej zagadkowej spośród poważnych chorób psychicznych nie są do końca znane. Wielu naukowców wskazuje na jej związek z poziomem dopaminy (neuroprzekaźnika) w mózgu. Mówi siê o przyczynach biologicznych, takich jak np. stany pozapalne w mózgu lub niedoleczone infekcje wirusowe. Czasami schizofrenia zaczyna się od porodu lub powikłań ciążowych. Większość naukowców jest jednak zdania, że ogromny wpływ mają tu układy rodzinne (błędy wychowawcze, patologie społeczne, stresy, trudności z przystosowaniem się do otoczenia). Nie ma dowodów na to, że jest ona dziedziczna. Nawet jeżeli chorują matka i ojciec, dzieci mogą być zdrowe, jednak są bardziej narażone na nią, niż te z rodzin, gdzie nie ma choroby psychicznej.

Urojenia i obsesje

Dwudziestoczteroletnia Basia wiele długich miesięcy spędziła w szpitalu. Teraz codziennie bierze leki, by nie pozwolić zwyciężyć urojeniom. Towarzyszyły jej od wieku dojrzewania. Był to głos o imieniu Krystyna, coraz bardziej natarczywy, który np. kazał jej wyjść z domu lub nie pić zatrutej herbaty. Nie mogła od niego uciec, choć napawał ją panicznym lękiem. Nie przyszło jej jednak do głowy, że to coś chorego, nienormalnego. Potem objawy zaczęły się nasilać. Wywoływały bóle głowy, zwiększoną nieśmiałość i strach przed krytyką. Była zakompleksiona. W szkole zapytana przez nauczyciela nie mogła wyksztusić słowa. W domu czekał surowy ojciec i awantura o złe oceny. W liceum zaczęła przesiadywać w kościele, czując nieodpartą potrzebę obcowania z Bogiem. Tylko że Bóg miłosierny, zaczął przeobrażać się w srogiego. Do złudzenia przypominał ojca, który w snach Basi pojawiał się jako ten, przed którym trzeba uciekać. Bała się, i tak ten strach przeniosła na Boga. Dziś wie, że już wtedy powinna pójść do lekarza, ale nie chciała uchodzić za wariatkę. Jeździła często do babci, wierząc, że tylko ta kochająca staruszka potrafi ją uzdrowić. W jej małym mieszkaniu potrafiła całymi dniami siedzieć bez ruchu, choć w głowie wrzało. Głosy straszyły ją, że nie pójdzie do nieba. Widziała czarne diabły, które nadziewały ją na widły. Zapadała w świat halucynacji.

Schizofrenii towarzyszą objawy zwane pozytywnymi i negatywnymi. W skład pierwszej grupy wchodzą przede wszystkim urojenia, omany (najczęściej w postaci nieistniejących głosów) lub katatonia, czyli chwilowe odrętwienie (chory nagle zastyga np. z uniesioną ręką lub wykonuje gwałtowne ruchy). Te objawy łatwiej jest leczyć niż negatywne. Obejmują one niski poziom zainteresowania otoczeniem, chory pogrąża się w sobie i oddziela od świata niewidzialną szybą. Nie przejawia żadnej motywacji do działania, żyje w emocjonalnej pustce, jest apatyczny, ma myśli samobójcze, nie dba o zdrowie i higienę. Są to objawy przewlekłe, trudne do leczenia, które najbardziej upośledzają sprawność fizyczną i intelektualną. Trudno z nimi funkcjonować w społeczeństwie, gdyż chory zamyka się w świecie własnych przeżyć.

Im wcześniej, tym lepiej

Początek choroby może być: • nagły. Wtedy otoczenie szybko zauważa istotne zmiany w zachowaniu schizofrenika. Miewa on silne ataki podniecenia, lęki, osłupienia, rozkojarzenia, urojenia lub omany (halucynacje) wzrokowe, węchowe, dotykowe. W niektórych przypadkach może wtedy dojść do samookaleczenia; • powolny. Rodzina i bliscy nie zauważają gwałtownej zmiany w egzystencji chorego. Zachowania pacjenta są nieadekwatne do sytuacji, nie budzą jednak niepokoju. Przypisywane są zmęczeniu, roztargnieniu, drobnym kłopotom. Symptomy te są różnie nasilane u poszczególnych osób. Zwykle mija kilka miesięcy, zanim chory zgłosi się do lekarza. Niektórzy nie trafiają tam nigdy. W Polsce leczy się tylko 1/3 ludzi cierpiących z powodu schizofrenii. Miesiące lub lata bez pomocy medycznej są trudne dla chorego i jego rodziny, która traci z nim kontakt. Chorzy przestają się uczyć, tracą pracę, zaniedbują dzieci, rodzinę, rozwód wisi na włosku lub następuje. Sam chory woli cierpieć, niż pójść do psychiatry, u którego wizyta ciągle uchodzi za wstydliwą. Kiedy więc czuje się źle, szuka pomocy u internisty. Leczy się na bezsenność, bóle głowy czy stawów. Skarży na zaburzenia trawienne, wątrobę, potliwość lub drżenie rąk. Nie wspomina o prześladujących go głosach, natrętnych myślach czy lęku. Lekarz więc długo nie odgaduje przyczyny choroby. Tymczasem wczesna pomoc daje szansę na szybki powrót do normalnego życia.

Aby właściwie postawić diagnozę i rozpoznać schizofrenię, chory musi zgłosić się do psychiatry, który dobrze rozpozna chorobę. Nie istnieją analizy ani testy, które mogłyby ją stwierdzić. Lekarz rozpoznaje ją na podstawie charakterystycznych objawów (obserwacji zachowania pacjenta i jego wypowiedzi). Bardzo ważne jest też, aby wykluczyć inne choroby, które mają podobne objawy (np. nowotwory, uszkodzenia mózgu, zatrucie lekami lub narkotykami).

Uprzedzenia i fakty

Chociaż schizofrenia nie jest wyrokiem, tylko niewielki procent ludzi borykających się z nią pracuje zawodowo. Aż 75% pacjentów ma rentę inwalidzką. Czują się poza tym dyskryminowani, gdyż większa część społeczeństwa z powodów irracjonalnych i niewiedzy jest uprzedzona do osób psychicznie chorych. Z danych CBOS wynika, że 26% Polaków nie słyszało o schizofrenii, ponad 60% wie o niej niewiele, a 40% odczuwa obawy przed chorymi. Ponad 60% Polaków uważa też, że jest to dolegliwość, którą należy ukrywać. Przekonanie, że chorzy mogą być niebezpieczni, wynika ze stereotypów zakorzenionych w naszej świadomości. Oczywiście może się zdarzyć, że halucynacje czy urojenia wyzwolą u chorych atak agresji, ale bardzo rzadko kończą się one czynami. Nie występuje on przy tym częściej niż ataki agresji przypadające na ludzi zdrowych. Chorzy częściej mogą być agresywni wobec samych siebie. Dzieje się tak dlatego, że nie potrafią poradzić sobie z natłokiem myśli, które ich nachodzą. Trudno im zrozumieć, co się dzieje z mózgiem i nie są w stanie samodzielnie opanować omanów. To, co przeżywają, jest dla nich wielkim cierpieniem.

Na szczęście medycyna dysponuje coraz lepszymi lekami. Nowoczesne środki, neuroleptyki typu II, są o wiele lepiej tolerowane przez pacjentów. Pozbawione są też działań ubocznych, które powodowały stare leki (np. skurcze mięśni, zaburzenia widzenia, sztywność stawów czy ślinienie się). Niestety, nie wszyscy chorzy w Polsce otrzymują je, gdyż są drogie. Zdarza się też, że młody człowiek po leczeniu szpitalnym wraca do domu i rodzina nie umie mu pomóc. W szkole jest wyśmiewany, wtedy szybko przerywa naukę i wraca do szpitala. Aby tak się nie stało, konieczne jest wsparcie pozaszpitalne, które pomoże powrócić do swego środowiska, zapobiegnie marginalizacji chorej młodzieży i ułatwi jej odnalezienie się na rynku pracy. U nas nie jest z tym najlepiej.

Koncepcja, którą warto powielać

W Zagórzu koło Warszawy powstał Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej MORS dla młodzieży dotkniętej schizofrenią, jako „laboratorium dobrych praktyk” w ramach unijnego Programu EQUAL. Inicjatywa zapożyczona z Danii została dostosowana do warunków polskich. Przez ostatnie dwadzieścia cztery miesiące młodzież w wieku 16–22 lata jest tam leczona. Uczy się też w liceum i szkołach policealnych oraz przygotowuje do zawodu. Pobyty w ośrodku są stacjonarne lub dzienne (na noc pacjent może wracać do domu). Każdy chory ma indywidualnego opiekuna – psychoterapeutę. W ramach czasu wolnego organizowane są dla młodych ludzi wypady do kina lub teatru. Mogą oni uczestniczyć w kołach zainteresowań, np. językowych, plastycznych, informatycznych, sportowych, kulinarnych czy fotograficznych. Program MORS-a realizowany jest od początku z udziałem wyspecjalizowanego zespołu, przy ścisłej współpracy z rodzicami. Umożliwia to młodzieży zdobycie wykształcenia i pracy, uczy ją, jak egzystować w społeczeństwie, zwiększa poczucie własnej wartości i zapewnia poprawę jakości życia. Tego typu rehabilitacja zmniejsza prawdopodobieństwo nawrotów choroby. Pozwala młodym ludziom z zaburzeniami psychicznymi uniezależnić się od pomocy państwa i ograniczyć wydatki socjalne na renty czy inne zasiłki. Uzyskane w ośrodku doświadczenia mogą służyć jako wytyczne do tworzenia kolejnych MORS-ów, a tym samym rozwoju psychiatrii środowiskowej dla chorej młodzieży. Rozwój krajowej sieci tego typu placówek wymaga jednak zmian w systemie prawnym. W związku z tym przygotowywane są konsultacje z resortami zdrowia, edukacji, pomocy społecznej i władzami samorządowymi. Celem tych działań jest określenie formuły funkcjonowania i współfinansowania MORS-ów. Prowadzenie takich ośrodków jest zgodne z tendencjami najnowszej psychiatrii.
autor: Danuta Brylska

Przeczytaj inne porady z tej kategorii

Niedowład po grypie

Z lek. med. Tadeuszem Przytulskim, specjalistą neurologiem z Centralnej Wojskowej Przychodni Lekarskiej CEPELEK w Warszawie, rozmawia Magdalena Jarosz.

czytaj więcej

Dzieci z SM

Stwardnienie rozsiane (SM) postrzegane było do niedawna jako choroba ludzi dorosłych. W efekcie tylko na nich zostały skierowane wszystkie programy i działania. Wraz z rozwojem ...

czytaj więcej